Strona główna :: Dodaj do ulubionych :: Ustaw jako stronę startową :: Archiwum
      Menu główne

      Bike Club

      Odznaki kolarskie

      Panel użytkownika

Login:
Hasło:

Aby uzyskać login i hasło skontaktuj się z administratorem serwisu

      Zlot przodowników

      Centralny zlot TK

      Pielgrzymka rower.
      Rajd Rowerowy Łowicz - Kutno
     Przygoda ta rozpoczęła się 30 maja wczesnym porankiem (około godziny 6), gdy przy dworcu w Kutnie zaczęły pojawiać się osoby z klubu rowerowego - zebrało się nas pięć osób. Niektórzy chcący w końcu poznać uroki Puszczy Kampinoskiej, jednego z najbardziej znanych parków narodowych Polski, inni odwiedzić ciekawe miejsca kolejny już raz.

Dzielnie wyruszyliśmy pociągiem do Ożarowa Mazowieckiego i nawet napotkane tam schody przejścia na drugą stronę torów, nikogo nie zniechęciły do dalszej podróży. Po niezbyt udanej próbie odwiedzenia dworku w Ożarowie, wyruszyliśmy do Ołtarzewa zmieniając tam odzienie w Parku Stuletnim na bardziej dopasowane do rosnącej temperatury. Z braku przebieralni, niektórzy sugerowali wskoczenie do "rzeczki" w celu uniknięcia wzorku potencjalnych gapiów. Po odwiedzeniu cmentarza wojennego, zatrzymaliśmy się w Umiastowie przy dworku zbudowanym dla Róży z Obrębskich Zakrzewskiej-Rykowskiej. Przez Borzęcin dotarliśmy do miejscowości Truskaw, zrobiliśmy tam postój w celu naładowania akumulatorów (śniadanie) przed dalszą wycieczką, obok pomnika poległych -gdzie oddział AK przy stracie 10 osób zabił 250 żołnierzy oddziału wroga.

Krótki postój urządziliśmy obok krzyża "Jerzyków" na cześć poległych tam powstańców. Coraz częściej można było spotkać innych rowerzystów przemierzających te szlaki, jednak mniej zainteresowanych historią. Po minięciu terenu bagnistego dotarliśmy do Muzeum i Cmentarza w Palmirach - miejsce to robi ogromne wrażenie. Myślę, że każdy zainteresowany historią Polski powinien je odwiedzić. Wstrząsający ogrom zamordowanych ludzi podczas drugiej wojny światowej, w muzeum znajdują się zabezpieczone przedmioty osobiste z ekshumacji, nagrania osób ujętych do niewoli, bądź ich rodzin, bliskich. Każdy poznał w szkole przebieg wojny, jednak po obejrzeniu muzeum w Palmirach człowiek dopiero zdaje sobie sprawę, jak wielka to była tragedia...

Udaliśmy się w dalszą drogę, robiąc tylko krótki postój obok Kamienia Orlika, dotarliśmy do drogi rowerowej w Janówku -natrafiliśmy tam na nieco irytująco biegnącą drogę rowerową, która co parę metrów znajdowała się z innej strony drogi. Zmierzaliśmy w kierunku kolejnego cmentarza wojennego, tym razem w miejscowości Wiersze. Trasę przemierzaliśmy dosyć szybko nie zdając sobie najwyraźniej z tego nawet sprawy, może ryzyko ulewy nas poganiało - w każdym razie godzina jeszcze wczesna, a my dotarliśmy na miejsce noclegu. Po szybkim rozpakowaniu, ruszyliśmy czym prędzej na poszukiwanie sklepu w celu uzupełnienia zapasów, a także przygotowania konkretnego posiłku.

Jako ciekawostkę zauważyliśmy obok drogi różowe pole, z racji rosnących tam nieznanych mi z nazwy roślin. Podczas posiłku odbyło się przygotowane przez prezesa klubu nieco uroczyste powitanie nowej członkini Anety, przy okazji jej inauguracyjnej wycieczki z naszym klubem. Po skończonym posiłku zaczęliśmy przygotowywać się do noclegu, panie szybko znikły w swoim pokoju, jednak i my długo nie siedzieliśmy.

Chyba koledzy postanowili się odwdzięczyć za szeleszczenie folią rankiem na poprzedniej wycieczce kilkudniowej i tym razem mi utrudniali sen. Raz jak się obudziłem, to podejrzewałem, że po pokoju niedźwiedź grasuje, a to tylko koledzy smacznie spali. Innym razem prezes wywijał telefonem niczym latarką zawzięcie szukając gniazdka chcąc chyba podładować telefon. Nim dobrze usnąłem drugi kolega postanowił wyjść na nocną eskapadę.

Tak to chyba bywa na wycieczkach kilkudniowych, zwykle ktoś się nie wysypia i choć pierwszy zwlokłem się z łóżka, na śniadanie już byłem poganiany. Nie posłuchałem kolegów i częścią żywności zainteresowały się okoliczne zwierzęta - mam nadzieję, że im chociaż smakowała. Po skończonym posiłku w moim przypadku ze wsparciem znajomych podróżników, za co dziękuję zaczęliśmy się zbierać w drogę - z wrażenia mało butów nie zapomniałem.

Po minięciu miejscowości Łubiec natrafiliśmy na mogiłę nieznanego żołnierza, następnie przez "Karpaty" dotarliśmy do Zamczyska gdzie jest mogiła żołnierza AK. Następnym punktem postoju była Sosna Powstańców, przy której powitały nas dwie urocze panie robiące ankietę na temat podróżowania po puszczy. Panie okazały się na tyle miłe, że zgodziły się ze mną pozować do zdjęcia.

Następny dłuższy postój urządziliśmy w miejscowości Granica, gdzie znajduje się ośrodek dydaktyczno-muzealny z wyeksponowaną przed wejściem dolną żuchwą wieloryba zwaną podobno ciosem mamuta. W granicy znajduje się również m.in. chatka kampinoska oraz cmentarz wojenny. Dalsza droga okazała się bardziej kłopotliwa, sporo piasku, żwiru, nieco gorzej również oznakowana przez co musieliśmy zawracać. Mimo to dosyć wcześnie dotarliśmy do Żelazowej Woli, gdzie tłumy odwiedzały miejsce urodzenia Fryderyka Chopina. Po pobieżnym przejściu parku znów ruszyliśmy do celu naszej podróży - Sochaczewa.

Mając sporo czasu na pociąg odwiedziliśmy ruiny zamku książąt mazowieckich, nieczynne już muzeum kolejki wąskotorowej (gdzie jeszcze udało się zajrzeć), a także okoliczny park. Nie obyło się całkiem bez trudności jak szalejący po puszczy rowerzyści, niezbyt uważni kierowcy - jeden wymusił na mnie pierwszeństwo. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a wycieczka myślę okazała się dla wszystkich osób z klubu interesująca, przyjemna i warta powtórzenia.

Purgatorius





Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał kilku zdań uzupełnienia.
Puszcza Kampinoska to spory "kawał lasu" na zachód od Warszawy. Drzewostan wbrew pozorom - i również moim oczekiwaniom - jest w miarę młody. Dlaczego? Wyjaśnił nam to kolega Bogumił. Otóż puszcza od mniej więcej XVI wieku była mocno eksploatowana. Surowiec drzewny wykorzystywany był do wytwarzania smoły, potażu (stosowanego przy produkcji mydła, szkła, wyrobów ceramicznych, bielenia tkanin oraz jako nawóz), dziegciu (stosowanego powszechnie jako lek w chorobach skóry) i węgla drzewnego (lek, składnik prochu czarnego i paliwo). Drzewo w dużych ilościach było wycinane i spławiane Wisłą do Gdańska. Dodatkowo po drugiej wojnie światowej budulec drzewny był potrzebny do odbudowy Warszawy. Tak więc jeśli ktoś spodziewa się w KPN ogromu pomników przyrody, może poczuć się zawiedziony. Puszcza Kampinoska skrywa jednak inne mroczne tajemnice. Znajduje się w niej kilka cmentarzy, w tym największy Cmentarz Palmiry, oraz mnóstwo pojedynczych mogił i miejsc pamięci z czasów powstańczych i wojennych . Miejsca te są dobrze oznakowane na mapach i w przewodnikach, znajdują się przy nich tablice informacyjne z których wyczytać można zadziwiające fakty z przeszłości Puszczy. Warto wejść do nowoczesnego muzeum przy cmentarzu w Palmirach i posłuchać krótkich relacji więźniów obozów, obejrzeć film z rozstrzelania cywilów, zobaczyć plakaty i rzeczy osobiste zamordowanych. To nie tylko lekcja historii, ale również pokaz zwyrodniałego człowieczeństwa "rasy panów".

Kolega wspominał o "turystach", którzy z brawurą pokonywali szlaki nie zważając na tablice informacyjne, krzyże i innych odwiedzających. Zjawisko to jest niestety coraz częstsze. Dla niektórych ważniejsza jest ilość przebytych kilometrów niż to co można zobaczyć podczas jazdy. Jeżeli chodzi o jakość szlaków, to też nie ma co się spodziewać cudów. Dukty są raczej wąskie, teren o zróżnicowanej wysokości z krętymi podjazdami i zjazdami, ale prawdziwą zmorą turystów "zroweryzowanych" jest piasek. Skąd u licha tyle piachu? Zdarzają się miejsca, gdzie nie da się jechać a nawet iść. Stopy grzęzną po kostki jak na plaży w Helu... Odpowiedź znaleźliśmy w Ośrodku Dydaktyczno-Muzealnym w Granicy. Otóż przez tereny obecnej puszczy przebiegało kiedyś koryto Wisły. Rzeka naniosła ogromne ilości piasku tworząc liczne łachy i kępy. Nurt rozwidlał się na kilkanaście mniejszych, a szerokość koryta dochodziła do kilkunastu kilometrów. Po uregulowaniu rzeki zmniejszyła się szerokość koryta, a wiatr przenosił drobinki żółtego piasku tworząc wydmy łukowe i paraboliczne. Wydmy z biegiem czasu zarosły lasem sosnowym. Kampinoski Park Narodowy podzielił się na pasy wydm i bagien o szerokości kilku kilometrów, usytuowane równolegle względem siebie. Teren miejscami jest naprawdę trudny dla kolarzy.

Irek lakonicznie wspomniał o dwóch studentkach napotkanych przy Sośnie Powstańców. Przeprowadzały one ankiety dotyczące zagospodarowania turystycznego KPN, nie omieszkaliśmy wspomnieć o trudnościach na szlaku. Może ich praca przyczyni się do poprawy warunków turystycznych, chociaż wydaje mi się, że i tak nie ma co narzekać. Szlaki są dobrze oznakowane, ciekawe miejsca również, nie widać było śmieci, spotkaliśmy sporo wiat dla turystów. Z lasu niemal całkowicie wyprowadzono ruch pojazdów, jest więc cicho i bezpiecznie. Tu i ówdzie widać było jeźdźców na koniach lub same ślady kopyt.

A propos śladów. Na pewnym dukcie zauważyliśmy odciski końskich kopyt. Z początku były głębokie, miarowe, potem coraz płytsze i jakby mniejsze. Po kilkuset metrach szlak wypełniła spora kałuża, za którą ślady znów stały się głębokie i pełne. Jaki z tego wniosek? Koń jak to koń... cwałuje sobie lasem i... siku mu się zachciewa. Dźwiga na grzbiecie ciężkie siodło w którym siedzi sobie wygodnie pan lub paniusia, która nie dostrzega powagi problemu. Koń (lub klacz) wstrzymuje mocz! Ostatkiem sił biegnie "na paluszkach" aż wreszcie nie wytrzymuje i... - ujmując kolokwialnie: spuszcza płyn z chłodnicy. Stąd delikatne ślady na piasku a zaraz potem kałuża. Wyluzowany zwierz biegnie teraz wesoło przez las i nawet ciężar na grzbiecie wydaje się jakby o połowę mniejszy...
Teoria, że koń by się uśmiał, ale chyba nie tylko...

Wracając do studentek, to powiem w dużym skrócie: śliczne i miłe.

Było poważnie teraz będzie strasznie.
W głuchej puszczy zatrzymaliśmy się pozwiedzać. Było tam jakieś wzniesienie, wał, może nasyp i chyba pozostałości transzei. Grupa poszła w prawo a ja na przekór postanowiłem pójść w lewo. Ha! Myślicie pewnie że lewak albo komunista? - Nie! Po prostu ciekawski turysta. Zagłębiłem się w las i spotkałem około metrowej wysokości kopiec mrówek. Myślę sobie: oto wzorzec zgodnej i uporządkowanej społeczności leśnej. Każdy osobnik pracuje dla dobra ogółu, nie ma korupcji, zboczeń ani fotoradarów, pracodawca nie martwi się o ZUS ani urlopy, każdy wie co ma robić i jak długo - do naturalnej lub tragicznej śmierci. Pewnie mi nie uwierzycie, ale robiąc z bliska zdjęcie makro do mojego ANSIZ (Album Niezwykle Szczęśliwych Istot Ziemskich) nie zauważyłem kiedy okrążył mnie szwadron wojowniczych mrówek ninja. Na dużym zoomie dostrzegłem ich czarne kimona, w odnóżach długie patyczki a wyraz aparatu gębowego nie zdradzał bynajmniej sympatii. Atak był szybki i przemyślany. Zanim zdążyłem nacisnąć spust migawki mrówki ninja "złapały" mnie za nogawki i skradały się coraz wyżej i wyżej. Już prawie dotarły tam, gdzie Mickiewiczowskiej Telimenie, gdy przypomniałem sobie, że znam prastarą wschodnią sztukę walki zwaną NUN-DŻI-TSU. Jest to rozpowszechniona na całym świecie sztuka walki bez walki. więc obróciłem się na pięcie i groźnie pokrzykując, dużymi susami "oddaliłem" się z oblężonego terenu...

Należałoby krótko wspomnieć o miejscu w którym nocowaliśmy. Było to urocze "Uroczysko" - gospodarstwo agroturystyczne w Roztoce. Do dyspozycji mieliśmy wygodne pokoje, ładnie zagospodarowany teren z z dwoma basenami: mokrym i suchym (dla tych co nie lubią się suszyć po kąpieli), grill, kuchnia pod wiatą, łazienki i zadaszone werandy, które posłużyły nam za stajnię dla naszych rumaków. Irek wspomniał w swojej relacji o niedźwiedziach, pewnie chodziło mu o tego, który zeżarł mu śniadanie i nie czekając świtu oddalił się z miejsca zdarzenia. Reszta wspomnianych zajść nocnych to pewnie senne majaczenie. Nie wiem jak Wy, ale ja jak śpię, to zwykle mam zamknięte oczy i nic nie widzę. Takiej wersji będę się trzymał w pierwszej i drugiej instancji. Przyznam się dopiero, kiedy będą mnie brali na szafot.

Mógłbym jeszcze długo opisywać to co wydarzyło się podczas naszej eskapady, jednak umówiliśmy się, że to Ireneusz napisze relację, tak więc ograniczę się do tych kilku zdań. Mam nadzieję, że udało mi się dodać szczyptę pikanterii do relacji i sprawiłem, że zapragniecie odwiedzić kiedyś Puszczę Kampinoską.

Tomasz Wieczorkowski




Cmentarz wojenny w Ołtarzewie



Krzyż Jerzyków



Cmentarz Palmiry



OOŚ Karpaty



Sosna Powstańców



Ośrodek Dydaktyczno-Muzealny w Granicy



Aleja dębów w Granicy



Chata Puszczańska w Granicy



Szlak zielony rowerowy